Przepis na udane życie...




Tasha Tudor, amerykańska ilustratorka i pisarka, miała 57 lat, gdy zdecydowała przenieść się ze swoim życiem do XIX wieku. Powiecie, że to niemożliwe... Jednak jej udało się to znakomicie. Przez 36 lat konsekwentnie rezygnowała z wszystkiego, co przyniosła cywilizacja i postęp. W zamian miała wszystko to, o czym marzyła. Wolność, swobodę i życie zgodne z naturą, podporządkowane jedynie jej prawom. A, że ulubionym okresem historycznym Tashy była epoka wiktoriańska, urządziła swoje życie zgodnie z jej duchem. W latach siedemdziesiątych, gdy odchowała dzieci, przeniosła się na farmę z niewielkim domkiem, w miejscowości Marlboro w stanie Vernon. Zaczęła tworzyć swój własny trochę nierealny, ale jakże bajkowy świat. Skromne meble, sprzęt kuchenny i ogrodniczy dopasowała do tego jaki istniał w epoce wiktoriańskiej. Ubierała się jak kobiety sprzed 130 lat, a że umiała szyć, tkać, robić na drutach, a nawet wytwarzać i farbować włóczkę, była samowystarczalna. Nosiła długie, obszerne spódnice, koronkowe kołnierze, chustki na siwych włosach zaplecionych w warkocz  upięty z tyłu głowy. 

Ponieważ w jej życiu wszystko podlegało prawom natury i było z nimi zgodne, toczyło się ono spokojnie, bez stresów tak nam znanych, w pełnej harmonii. Nie potrzebowała zegara, bo świt i zmierzch wyznaczał jej pory dnia. Radziła sobie bez elektryczności, nie tęskniła za radiem czy telewizorem i wiadomościami ze świata.
 W jej domu spożywało się wyłącznie to, co sama wytworzyła. Ogród dostarczał potrzebnych warzyw i ziół, sad - owoców, kozy - mleka i jego wytworów, kury - jaj. Łowiła ryby w pobliskiej rzece, przynosiła drewno z lasu, zbierała grzyby i jagody. Ule i pszczoły dawały miód i wosk do wyrobu świec. Jesienią spiżarnia zapełniała się po brzegi. Zwykła mawiać, że jeśli zimą zasypie ją śnieg, zapasy pozwolą jej przeżyć kilka miesięcy.
Rytm życia wyznaczała natura. Wiosna była czasem wytężonej pracy w ogrodzie, gdyż wtedy należało przygotowywać rośliny do wegetacji. Lato wymagało stałego ich pielęgnowania, ale był to też czas cieszenia się obfitością kwiatów i ziół wykorzystywanych w kuchni, jak również w leczeniu. Jesienią zbierała plony i zajmowała się ich  przetwarzaniem. Zima natomiast to czas wytchnienia i spokoju. Przy trzaskającym w kominku ogniu  szyła, tkała, robiła na drutach no i przede wszystkim pisała i ilustrowała książki. Było ich ponad 100. W natłoku tylu różnych zajęć, aż dziwi, że znajdowała na to czas. Na pewno można o niej powiedzieć, że była utalentowaną, pracowitą, oryginalną i nietuzinkową osobą. Znalazła dzięki temu receptę na dobre, satysfakcjonujące życie. Imponujące jest, że udało się jej zrealizować marzenia, choć na pewno nie było to łatwe... Co ciekawe, nigdy nie postrzegano jej jako ekscentryczki. Miała wielu przyjaciół, którzy uważali, że swoim życiem, przybliżyła dawne czasy, że ocaliła w ten sposób historię amerykańskiej  Nowej Anglii.
Dożyła 92 lat. Zmarła w 2008 roku. Jej dzieło kontynuuje rodzina. W miejscu, gdzie stworzyła swój mały raj na ziemi, powstało Muzeum Pamięci Tashy Tudor.






















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Małe elegantki....Moda dziecięca w XIX wieku. cz.1

Tajemnicze odkrycie w paryskim apartamencie...

Evelyn Nesbit - pierwowzór Ani z Zielonego Wzgórza